Wyprawy KTR Sigma trochę dalej od domu

Szlakiem Wielkiej Wojny 1409-1411, 26.04-5.05.2019 r.

W piątek 26 kwietnia Adam i ja wyruszyliśmy na wyprawę rowerową Szlakiem Wielkiej Wojny 1409-1411. Pociągiem z Poznania dojechaliśmy do Sochaczewa. Od tego miejsca zaczęła się nasza przygoda. Po kolei, zaczynając od Czerwińska zaliczaliśmy wyznaczone regulaminem miejscowości. Przy okazji dojeżdżaliśmy do miejsc ujętych w KOP, KOT, Odznace Krajoznawczej, Zamkach itp. Odbywało się to kosztem wydłużania poszczególnych odcinków. Do tego mnóstwo podjazdów, wiatr i niska temperatura. Na szczęście nie łapał nas deszcz. Oprócz miejscowości wyznaczonych szlakiem udało nam się zawitać do Klasztoru Sióstr Mariawitek w Felicjanowie, Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu, odszukaliśmy ruiny zamku w Bratianie i Lubawie, tu również wymieniony w KOP Kościół Św. Anny. Było też Sanktuarium Maryjne w Gietrzwałdzie.

Mieliśmy szczęście, bo od 1 maja po przerwie sezonowej otwarta została Izba Historii Kanału Elbląskiego przy Pochylni Buczyniec. Niestety czas nie pozwalał na rejs kanałem. Musieliśmy zadowolić się tylko obserwacją z brzegu jak działa pochylnia. Za namową księdza w Drulitach, u którego znaleźliśmy nocleg pojechaliśmy do Świętego Gaju - miejsca męczeństwa Św. Wojciecha. Za obowiązkowym Malborkiem odszukaliśmy w Stogach Cmentarz Mennonicki. Katedra w Pelpinie to istotny obiekt dla turystycznych pasjonatów, podobnie jak zamek w Gniewie. W Rywaldzie - Kościół pw. Św. Sebastiana oo Kapucynów - byliśmy w celi gdzie przez 16 dni był więziony Ks. Prymas Stefan Wyszyński. Było to pierwsze miejsce Jego odosobnienia.

Szlak Wielkiej Wojny kończy się w Golubiu Dobrzyniu. Stamtąd przez Obory dojechaliśmy do Skępe, a następnie pociągiem do Torunia. Tutaj był nasz ostatni nocleg. Niedzielne przedpołudnie poświęciliśmy na zwiedzanie Torunia, a potem pozostał nam już tylko powrót do Poznania. Podsumowując - dobrze, że mieliśmy na każdy dzień zarezerwowany nocleg, bo po przejechaniu tylu kilometrów szukanie jeszcze miejsca do spania byłoby dla mnie dużym stresem. Ku naszemu zaskoczeniu na trasie tylko raz spotkaliśmy czteroosobową grupę, która tak jak my jechała z sakwami. Było to około 10 km przed Malborkiem. Ogólnie - nie było łatwo, szczególnie dla mnie, ale warto było na tych parę dni "wyrwać się z korzeniami" od codzienności. Zapraszamy do galerii.

Jola W.